Tegoroczna edycja festiwalu nawiązywała swym programem do Europejskiego Roku Dialogu Międzykulturowego.
Od 1 do 6 maja w częstochowskich świątyniach i salach koncertowych gościła muzyka trzech największych religii: chrześcijaństwa, judaizmu i islamu.
fot.Sylwester Adamczyk
TYGIEL
Reżyseria, scenariusz i scenografia: Leszek Mądzik
Muzyka: Arvo Part
Występują: Zespół Sceny Plastycznej KUL (Kamil Biliński, Adam Brzezowski, Janusz Buchoski, Przemysław Dudek, Jarosław Figura, Maciej Kasperek, Anna Łukasik, Karol Rębisz, Piotr Rulikowski) i Teatr tańca Włodzimierza Kucy
Częstochowska prapremiera "Tygla" L. Mądzika
Odbyła się w sobotę w ramach XVIII Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Sakralnej "Gaude Mater". Uniwersalny przekaz kontemplacyjnego teatru stał się znów okazją do ucieczki przed zgiełkiem.
Leszek Mądzik mówi o swojej twórczości teatralnej: to modlitwa. Dla widza jego spektakle powinny być właśnie czymś w rodzaju mantry podnoszącej na wyższy poziom świadomości, oczyszczającej, a przy tym budzącej "trzecie oko" kontemplacji. Z pewnością dlatego twórca już wchodzącym do jego teatru każe zatopić się w ciemność. Kiedy więc widzowie "Tygla" zasiedli na miejscach, musieli przez moment zaznać ciemności, w której nie widać końca swego nosa. Kiedy słyszy się tylko przyspieszony oddech sąsiada i czuje się przyspieszający rytm własnego serca, człowiek roztapia się w czerni, zatraca świadomość ciała, wyostrza pozostałe - poza wzrokiem - zmysły.
Szczególnie ważny staje się słuch, który reżyser i autor spektaklu karmi wypełniającymi pustkę dźwiękami. Gdzieś wokół, ponad głowami słyszymy szum przesypującego się piasku. Przesypuje się on w klepsydrze. Jesteśmy poza czasem, poza gonitwą codzienności, która pozostała gdzieś na zewnątrz. I wtedy zaczyna się spektakl - jak piękny czarno-biały film, w którym ważne jest wszystko poza czasem, tempem, dzianiem się. To kontemplacja, modlitwa, mantra.
Pod tym względem "Tygiel" wpisuje się w konwencję teatru Leszka Mądzika. Ale że ostatnio twórca eksperymentuje przed częstochowską publicznością (tu była jedna z premier "Bruzdy" - "jasnego" teatru), pokazany w sobotę spektakl też jest novum. Ruch w "ciemnym" teatrze twórcy z Lublina odbywał się na osi: przód - tył. Obiekty wyłaniają się z ciemności, przybliżając się ku widowni siedzącej z jednej tylko strony. W "Tyglu" publiczność siedzi po dwóch stronach świątyni, a ruch dokonuje się wzdłuż rzędów. Tak pojawia się kolejne upostaciowienie czasu - wahadło, kiedy obiekty w tę i z powrotem przesuwają się przed oczyma oglądających. Porusza się platforma wprawiana w ruch przez tajemnicze homunculusy.
We wcześniejszych spektaklach Mądzika obiekty były niedostępne, stanowiły część iluzji. Tu są dla oglądających na wyciągnięcie ręki, trzeba chować przed nimi nogi w pierwszym rzędzie - a mimo to są nieczytelne, tajemnicze. Na platformie jest początkowo bezkształtna czarna bryła roztapiająca się w ledwie rozświetlonej ciemności. Później masa dzieli się na sześć matowo świecących ze środka klatek, wirujących wokół własnej osi. W nich zaczyna się ruch, opuszczają się mleczne zasłonki - jak błony.
Wreszcie wyłaniają się postaci, pierwotnie jeszcze zamknięte jakimiś opalizującymi osłonkami, potem czytelne, choć wciąż zjawiskowe w białych kostiumach, z podwójnymi twarzami-maskami. Całemu misterium towarzyszy muzyka uwznioślająca, ale kiedy trzeba - dramatyzująca spektakl. Wreszcie dwie postaci wypadają z platformy, a ta toczy się dalej... Aż znów zapada ciemność.
Piękne widowisko! Bo teatr Mądzika opiera się na obrazie, nie na narracji. Choć jest opowieścią i bezsprzecznie ma swoją dramaturgię. W "Tyglu" oglądamy znów misterium stawania się Człowieka. Bo tygiel przecież jest terenem rodzenia się nowych jakości, wyżarzania szlachetności. Dlatego zgrzytem wydaje się finał - ukształtowane postaci wypadające pod machinę dziejów. Choć cóż - to cała prawda o naszym bytowaniu - kiedy wreszcie się stajemy, przestajemy istnieć!
Tadeusz Piersiak
Gazeta Wyborcza
2008-05-04