Aktualności / Wydarzenia

Ekspert KUL o znieczulicy: Nie trzeba być superbohaterem, aby pomagać

grafika_tekst_nie_badz_bezczynny Nasza obojętność na krzywdę innych jest pewnym znakiem czasów. A czasem aby uratować komuś życie wystarczy dobre słowo, okazane zainteresowanie czy powiadomienie służb – zauważa dr Paweł Kot, adiunkt w Katedrze Psychologii, Emocji i Motywacji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Burzliwą dyskusje na ten temat wywołał ostatnio wrzucony do sieci film, na którym duża grupa młodych osób wyzywa i opluwa uczennicę podstawówki z Łukowa. Zdarzenie miało miejsce przed jednym z tamtejszych supermarketów, a na agresywne zachowania nikt z dorosłych przechodniów nie zareagował. Sprawę bada już policja, ale pytanie o to, dlaczego nie interesujemy się, gdy ktoś w naszym otoczeniu może potrzebować pomocy pozostało. - Obojętność to w pewnym sensie znak naszych czasów. Jesteśmy społeczeństwem indywidualistów – mówi dr Paweł Kot, psycholog z KUL.

Jak wyjaśnia znieczulicą społeczną naukowcy interesują się od lat 60-tych ubiegłego wieku, po morderstwie 28-letniej Kitty Genovese z Nowego Jorku. Kobieta przez kilkadziesiąt minut była napastowana, a później z zimną krwią brutalnie zamordowana. Działo się to w środku osiedla, a sąsiedzi mieli otwarte okna. Nikt jednak nie udzielił jej pomocy, ani nie zadzwonił po policję. - Zadziałał mechanizm rozproszenia odpowiedzialności i tzw. efekt widza – mówi dr Paweł Kot. - - Polega on na tym, że im więcej jest obserwatorów wydarzenia, tym mniej każdy z nich czuje się zmuszony do działania. Ale wystarczy, że jedna osoba podejmie działanie, to szybko obserwujemy efekt kuli śnieżnej, gdy kolejne osoby będą się dołączać i reagować – dodaje ekspert KUL.

Jego zdaniem brak reakcji wynika często ze strachu przed konsekwencjami i rewanżem napastnika. Ale jak przekonuje, zawsze w takiej sytuacji należy działać. - Nikt nie oczekuje od nas jakiegoś super heroizmu, wystarczy, że zwrócimy uwagę czy wezwiemy odpowiednie służby – podkreśla psycholog z KUL.

Według dr. Kota kwestia znieczulicy to efekt zanikania więzi społecznych. – Sąsiedzi rzadko decydują się na podjęcie jakiejś interwencji, gdy coś złego dzieje się za ścianą, tłumacząc się tym, że to nie ich sprawa – mówi dr Kot. - A przecież taka reakcja, zainteresowanie krzywdą innych, na przykład osób starszych może zyskać nam sympatię i uznanie. Będzie to powrót do tego, co było kiedyś, do tych bardziej zacieśnionych relacji międzyludzkich, międzysąsiedzkich – dodaje. I przekonuje, że taka postawa – bardziej otwarta, empatyczna – może i dla nas być wybawieniem, gdy kiedyś będziemy potrzebować pomocy.

Jak to osiągnąć? - Czasem wystarczy rozmowa, upewnienie się, że wszystko jest OK i to będzie już wystarczające wsparcie albo chociaż początek wsparcia dla osoby, która może nam się wydawać, że potrzebuje pomocy. Lepiej podjąć działanie i interwencję, nawet jeżeli potem się okaże, że była ona przesadna, niż później żałować, że można było zrobić więcej, a niestety się tego nie zrobiło – przekonuje dr Kot.