Aktualności / Wydarzenia
Koniec wojny na Bliskim Wschodzie w interesie Polski
W interesie Polski jest jak najszybsze zakończenie wojny Izraela z Palestyną, ponieważ konflikt ten odwraca uwagę świata od Rosji, która nieustannie atakuje Ukrainę – mówi znawca Bliskiego Wschodu dr hab. Maciej Münnich, prof. KUL. – Tak prowadzona wojna będzie dla Izraela coraz trudniejsza, ponieważ traci on moralne prawo do obrony, bo obrona ta przekracza dopuszczalne granice – dodaje ekspert.
Panie Profesorze, po trwającej już ponad dwa miesiące wojnie Izraela z Hamasem i Palestyną – jak bardzo sytuacja na Bliskim Wschodzie jest zła?
Dobre pytanie, bo nie chodzi już o to, czy jest źle, ale jak bardzo jest źle. Trafne jest też ujęcie tego konfliktu na Bliskim Wschodzie jako wojny Izraela z Palestyną, ponieważ skupienie się wyłącznie na Hamasie prowadzi do jednowymiarowego spojrzenia na ten konflikt. Z całą pewnością to Hamas odpowiada za, trwające w nowej odsłonie od 7 października, agresję i terror wobec Izraela. Łamie przy tym wszelkie zasady prawa międzynarodowego, m.in. popełniając zbrodnie na cywilach, w tym porywając ich jako zakładników. To jednak powoduje, że obecnie zbyt łatwo przyjmuje się interpretację, że wszystko to, co się dzieje w Strefie Gazy jest wyłącznie obroną Izraela przed złymi terrorystami.
Władze Izraela twierdzą, że trzeba zniszczyć Hamas.
Prawda jest o wiele bardziej złożona. Napływają do nas informacje, w tym liczne nagrania wideo czy zdjęcia, wskazujące na ogromne cierpienie ludności cywilnej Palestyny. Spór zaczyna się zwykle wtedy, gdy mowa o liczbie ofiar – strona izraelska początkowo podawała, że bojownicy Hamasu zamordowali ok. 1400 żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci, potem liczbę tę zmniejszyła do ok. 1200. Strona palestyńska natomiast utrzymuje, że ofiarami armii Izraela i nalotów bombowych jest już ok. dwadzieścia tysięcy osób. Spór toczy się nawet wewnątrz opinii publicznej Izraela. „Haaretz” – centrolewicowy dziennik, co prawda niechętny Benjaminowi Netanjahu, podał, że wśród ofiar z 7 października byli także ci, którzy zginęli pomyłkowo z rąk izraelskich żołnierzy.
Ludzie w wielu krajach są zszokowani okrutną formą zbrodni, którą popełnili bojownicy palestyńscy. Mówi się o zabijaniu dzieci, gwałtach i odcinaniu głów, a następnie podnoszeniu ich w triumfalnym geście... W ostatnim czasie film z takimi obrazami pokazała dziennikarzom ambasada Izraela w Warszawie.
Informacje o tego rodzaju czynach rzeczywiście są zatrważające, ale wymagają weryfikacji, bo jak wiadomo pierwszą ofiarą wojny, każdej wojny, jest prawda. Władze Izraela niemal natychmiast po 7 października wskazywały, że podczas ataku Hamasu odcinano głowy dzieciom, niemniej jednak nie przedstawiono żadnej wiarygodnej dokumentacji w tej sprawie. Nie chodzi o to, że bojownicy Hamasu nie byliby do tego zdolni, bo moim zdaniem byliby, ale jeżeli rzuca się tak ciężkie oskarżenia, to muszą za nimi iść dowody.
Pamiętajmy też, że Hamas przeprowadził atak nie tylko na cele cywilne, ale w pierwszej kolejności na cele wojskowe Izraela. Bojownicy wiedzieli bowiem, że tylko tak uda im się przedrzeć w głąb kraju i nikt też, nawiasem mówiąc, nie spodziewał się, że Hamasowi uda się tak skutecznie ten atak przeprowadzić. To był blamaż wojska i służb specjalnych Izraela, w tym Mosadu, który uchodzi za jeden z najlepszych wywiadów na świecie. Trzeba też pamiętać, że przez granicę Strefy Gazy i Izraela przedostała się duża grupa palestyńskich cywilów, którzy wzięli udział w aktach terroru wobec Żydów. Pewnie byli zmotywowani głównie chęcią dokonania rabunku lub zemsty za lata okupacji i upokorzeń. Oczywiście nie zamierzam zdejmować odpowiedzialności z Hamasu za to, co się wydarzyło – bez wątpienia jednak organizacja ta nie miała pełnej kontroli nad tym, co się wydarzyło i dzieje nadal.
W takim razie do jakiego odwetu – Pana zdaniem – Izrael ma prawo?
Myślę, że największym problemem jest to, że nie znamy prawdziwych celów Izraela w tej sprawie. Bo oficjalnie słyszymy: chcemy zniszczyć Hamas i jest to dla nas Polaków i Europejczyków zrozumiałe. Ale już pierwszego dnia tej wojny – 7 października, z ust ministrów rządu Izraela i ze sztabu armii izraelskiej padły zapowiedzi całkowitego odcięcia Palestyńczyków od wody, prądu i gazu. Tym samym była to zapowiedź uderzenia w ludność cywilną Strefy Gazy, a nie w konkretnych bojowników organizacji terrorystycznej. Niestety towarzyszyły temu haniebne słowa o tym, że Izrael walczy nie z ludźmi, a ze zwierzętami.
Z pełnym zrozumieniem odniósłbym się do zapowiedzi Izraela dotyczącej operacji wojskowej, która ma na celu wyłącznie zniszczenie terrorystów. Nawet takiej, gdzie dochodzi do nieuniknionych ofiar wśród cywilów, zwłaszcza w Gazie, która jest gęsto zabudowana. Tymczasem Izrael jeszcze przed wejściem do Strefy zapowiadał, że uderzenie będzie wymierzone również w ludność cywilną. Moim zdaniem takie podejście kwalifikuje się do zbrodni wojennej i to już pierwszego dnia. Tak, jak agresja Hamasu wobec Żydów była pełna nienawiści, tak i odpowiedź Izraela jest również pełna nienawiści.
Izrael twierdzi, że podstawowym celem ich działań wojskowych jest eliminacja Hamasu.
Tak, tylko co to tak naprawdę znaczy? Wiemy przecież, że kierownictwo Hamasu znajduje się w Katarze, więc Izrael może co najwyżej wyeliminować Hamas w Strefie Gazy. Tu jednak pojawia się pytanie, kto spośród dwumilionowej społeczności Palestyńczyków należy do tej organizacji. Gdy słyszę Itamara Ben – Gwira, izraelskiego ministra bezpieczeństwa wewnętrznego, że w Gazie nie giną cywile, bo wszyscy Palestyńczycy to terroryści albo innych ministrów rządu Izraela, którzy uważają, że Palestyńczyków należy wygonić na Synaj, to nic innego, jak planowanie czystek etnicznych. Niezależnie od tego, że to Hamas rozpoczął tę wojnę – bo co do tego nie ma wątpliwości – to słowa ministrów Izraela są zamiarem popełnienia zbrodni wojennych. Moim zdaniem, Izrael przekracza tym samym granice obrony koniecznej.
Północny obszar Strefy Gazy jest już niemal doszczętnie zniszczony. Tam rzadko który budynek stoi w całości, zdecydowana ich większość jest zburzona albo uszkodzona. Trudno uwierzyć, że Izrael atakuje wyłącznie cele wojskowe, bo Palestyńczycy nie mogą czuć się bezpiecznie nawet w szpitalach. Izrael też nie jest spójny w sferze informacyjnej, która współcześnie jest nieodłącznym i bardzo ważnym elementem wojny.
Tak było w przypadku szpitala Al–Ahli. Początkowo Izrael przyznał, że to jego armia dokonała ataku, a potem z tego wycofał się, wskazując najpierw na Hamas, a potem na Islamski Dżihad. Zaufania nie budzi też próba pokazania przez Izrael osławionych tuneli pod szpitalem Al–Szifa, gdzie przedstawienie infrastruktury terrorystycznej ograniczyło się do pokazania czystej łazienki, laptopa i kilku karabinów.
Polityka informacyjna Izraela nie pomaga w przyjęciu perspektywy, że Żydzi uczciwie bronią się przed złem. Widzą to też muzułmanie, którzy stanowią znaczącą część ludzkości. Wysuwane są zarzuty pod adresem Zachodu, że stosuje podwójne standardy, bo przejmuje się losem wyłącznie ofiar po stronie żydowskiej, a nie hekatombą, która dotyka Palestynę.
Czy są tego konsekwencje?
Myślę, że przedłużająca się i w ten sposób prowadzona wojna będzie coraz trudniejsza dla Izraela. Traci on moralne prawo do działań wojskowych i do obrony, bo ta obrona przekracza dopuszczalne granice. To jest i będzie kłopot dla bardzo prawicowego rządu Izraela. Nie chodzi nawet o Binjamina Netanjahu, który jest szefem Likudu, czyli centroprawicowej partii, ale także o wspomnianego Ben – Gwira – szefa Żydowskiej Siły i Becalela Smotricza – szefa Religijnego Syjonizmu. Za używanie przemocy byli wielokrotnie aresztowani przez siły izraelskie, a jeden z nich przez Amerykanów. Benjamin Netanjahu jest ich zakładnikiem, bo bez ich poparcia Likud traci większość w Knesecie. W dodatku pamiętajmy, że przeciwko Netanjahu toczy się proces o defraudacje państwowych funduszy. Brak poparcia tych skrajnych polityków oznacza zatem, że Netanjahu wyląduje w więzieniu.
Ta sytuacja polityczna oraz słowa o wypędzaniu Palestyńczyków na Synaj powodują, że zaczynamy zastanawiać się, czego Izrael tak naprawdę chce. Czy zniszczenia Hamasu, czy może uczynienia Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu częścią Izraela. I może być tak, że wspomniani politycy używają ataku na Izrael jedynie jako pretekstu do realizacji swoich celów, czyli uniemożliwienia powstania państwa palestyńskiego i poszerzenia osadnictwa izraelskiego.
Wróćmy jeszcze do sprawy ludności cywilnej Gazy. Wielu komentatorów podnosi, że Hamas ukrywa obiekty wojskowe w przestrzeni cywilnej, więc to on jest odpowiedzialny za śmierć swoich bliskich.
Hamas ostrzeliwuje Izrael – co zresztą działo się i dzieje wielokrotnie w historii tego konfliktu na Bliskim Wschodzie – z miejsc, gdzie są szkoły lub szpitale. Po co? By pokazać światu: zobaczcie, jacy Żydzi są źli, atakują dzieci i chorych. Musimy przy tym pamiętać, że Strefa Gazy jest jednym wielkim miastem, gęsto zaludnionym, a z perspektywy Hamasu nie ma sensu wystrzeliwać rakiet z granicy z Izraelem, bo bojownicy zostaliby natychmiast zlikwidowani, dlatego strzelają z pobliża domów. To jest jednak świadome narażanie swoich bliskich na śmierć lub cierpienia spowodowane odniesieniem ran.
Dla nas to oburzające, ale proszę pamiętać, że z punktu widzenia muzułmanów wszyscy zabici w wyniku ostrzału izraelskiego są – co wynika z ich religii – męczennikami, którzy w związku z tym po śmierci trafią do raju. Z drugiej strony proszę nie mieć wątpliwości, że dowódcom izraelskim zadrżą dłonie, gdy trzeba będzie – w ich ocenie – poświęcić palestyńskich cywilów, by zabić bojowników Hamasu.
Trudno mi jednak uwierzyć, że Izrael przeprowadza bombardowania w Strefie Gazy wyłącznie po to, żeby zlikwidować Hamas. To jest jednak – jak przypuszczam – próba wypchnięcia z Gazy wszystkich Palestyńczyków na Synaj. Pomijam oczywiście kwestię, że Egipt się na to nie zgadza. Bombardowania – moim zdaniem – nie służą wyłącznie temu, by zniszczyć terrorystów, ale służą celom politycznym izraelskiego rządu.
Co dalej może się dziać, jak dalej ten konflikt może się potoczyć?
Na Izrael wyłączny wpływ mogą wywrzeć wyłącznie Stany Zjednoczone, na pewno nie Unia Europejska. UE na Bliskim Wschodzie w ogóle się nie liczy, a jeśli już to tylko pojedyncze państwa jak Niemcy czy Francja. Amerykanie mogą wywrzeć nacisk, natomiast pytanie jest o ich interes. Pamiętajmy też, że w USA działa też skuteczne lobby żydowskie, które dba o interesy Izraela. Natomiast Stany Zjednoczone mają wpływ na Izrael ze względu na wsparcie militarne, którego udzielają. Gdyby USA wstrzymały dostawy broni i amunicji dla Izraela, to byłby to rodzaj bomby atomowej w stosunkach między tymi krajami.
Jednak obecna wojna na Bliskim Wschodzie jest wyjątkowo nie na rękę obecnej ekipie w Białym Domu, czyli demokratom i prezydentowi Joe Bidenowi, ponieważ po pierwsze USA bardzo zaangażowały się w pomoc Ukrainie w wojnie z Rosją, a nowy konflikt przekierowuje uwagę i także pomoc Amerykanów do Izraela, a po drugie demokraci to jest lewica, która jest przecież często pro–palestyńską, tak jak lewica w każdym innym miejscu na świecie, choć pominąć tu należy Polskę i Niemcy, bo my mamy inną historię. To, co jednak ważne w przypadku wyborców demokratów amerykańskich, to fakt, że część z nich nie będzie głosować na Bidena, który zgadza się na bombardowanie Strefy Gazy pociskami z USA, zatem obecna administracja amerykańskiego prezydenta ma z tym duży kłopot. Dlatego też Amerykanie ostrzegali Netanjahu, by nie prowadził wojny z Hamasem w ten sposób, bo to jest dla nich niewygodne.
W dodatku państwa arabskie chcąc wywrzeć wpływ na Izrael zwróciły się do Pekinu, co dodatkowo przekłada się na politykę amerykańską. To jest bardzo charakterystyczne, że Chiny, kiedy mówią o rozwiązaniu problemu palestyńskiego, to mówią językiem Arabów, czyli są za dwoma państwami z granicami z 1967 r.
W jaki sposób Polska powinna zachować się wobec tego konfliktu?
Polska powinna zachować dystans – mimo że nie ma takiego obciążenia historią jak Niemcy, to jednak w Izraelu, szczególnie w środowiskach centrolewicowych, jest postrzegana bardzo negatywnie, w praktyce jako współudziałowiec w Holokauście. To jest bardzo poważny problem wizerunkowy Polski, dlatego nie możemy sobie pozwolić na żadne stanowisko antyizraelskie – niezależnie od jakichkolwiek sympatii bądź antypatii wobec współczesnych Izraelczyków, bo to natychmiast byłoby potraktowane jako przejaw polskiego antysemityzmu.
Natomiast stanowisko jednoznacznie proizraelskie prowadzić może do popsucia wciąż niezłych jeszcze relacji w świecie arabskim, gdzie Bulanda, czyli Polska, jest traktowana jako część Europy, ale tej sympatyczniejszej. Z polskiej perspektywy, już podsumowując, ten konflikt powinien skończyć się jak najszybciej i nawet nie jest ważne jak – po prostu jak najszybciej ze względu na Ukrainę. W momencie, kiedy Amerykanie są rozbici na wspieranie dwóch frontów, to nam – długofalowo – grozi to katastrofą.