KUL w biografii Janusza Krupskiego
Janusz Krupski urodził się 9 maja 1951 r. w Lublinie. Przyszedł na świat w ubogiej rodzinie – jego ojciec był drobnym rzemieślnikiem, matka opiekowała się dziećmi. Krupscy mieszkali w suterenie domu mieszkalnego, którą sam Janusz określał mianem piwnicznej izby z klepiskiem zamiast podłogi. Za „grzech dzieciństwa” uważał przestawianie wskazówek zegara, tak aby mama nieco szybciej podała obiad. Nie wynikało to ze wzmożonego apetytu, lecz z niedostatku i głodu, których, podobnie jak wiele dzieci dorastających w socjalistycznej Polsce epoki Gomułki i Cyrankiewicza, doświadczał Krupski.
Janusza od najmłodszych lat fascynowały dwie rzeczy – wojsko i historia. Zaczytywał się w książkach, zwłaszcza dotyczących wielkich konfliktów i przełomowych bitew. Niedługo przed śmiercią wspominał - Myślę, że historia była dla mnie oknem na świat, oderwaniem od szarzyzny życia, które w PRL-u, jak wiemy nie było specjalnie barwne. Odnosi się to także do mojego środowiska. Pochodziłem z rodziny bardzo niezamożnej, mój ojciec był ślusarzem, matka pochodziła ze wsi, mieliśmy bardzo skromne warunki życia. To wszystko powodowało, że takie dziecko jak ja szukało czegoś innego – jakiejś formy ucieczki od tego, co było szare i nieciekawe. I ja taką ucieczkę znalazłem w historii. Pomimo wyraźnie akcentowanych zainteresowań humanistycznych, na szkołę wyższą wybrał jednak technikum mechaniczne, ponieważ rodzina sugerowała mu zdobycie konkretnego zawodu. Nauka szła mu dobrze, nie sprawiał także problemów wychowawczych. Już w szkole średniej był nastawiony niechętnie wobec ustroju panującego w Polsce. Przyjaźnił się z ludźmi, którzy tak jak i on odżegnywali się od komunizmu. Koledzy lubili go i szanowali. Roman Nowak, kompan ze szkolnej ławy, wspomina go następująco: Ten drobnej budowy, niepozorny chłopak, imponował nam oczytaniem. Zauważali to nauczyciele. Uczeń humanista w szkole o profilu zawodowym nie był częstym zjawiskiem. Równie rzadka i zarazem imponująca była pobożność Krupskiego: Przy tym Janusz był katolikiem. I to katolikiem wyjątkowym. To nie był katolicyzm socjologiczny. Ten człowiek był skromny po katolicku. Ja się dam porżnąć, że on nie pocałował żadnej dziewczyny przed swoją żoną. To był świecki święty. Skąd on to miał? Są ludzie, którzy trafiają się z darem.
Pod koniec nauki w technikum w głowie Krupskiego zrodził się pomysł obrania ścieżki zawodowego żołnierza. Chciał służyć ojczyźnie, strzec jej granic i obywateli, pójść w ślady uwielbianych bohaterów dawnych czasów – Kościuszki i Poniatowskiego. Plany te przekreślił rok 1968 i jego dwa wydarzenia – studencki Marzec oraz udział wojsk polskich w inwazji na Czechosłowację. Krupski, który z wyraźną niechęcią odnosił się do ówczesnego porządku, zafascynował się katolicką uczelnią – przestrzenią wolności i prawdy, gdzie młodzież jawnie kontestowała panujący ustrój. Uczestnictwo armii polskiej w operacji „Dunaj” uzmysłowiło mu zaś, że wojsko do którego chciał wstąpić, nie jest wojskiem tych ideałów etycznych, które sam wyznawał. Nie chciał być na usługach ZSRR.
Janusza Krupskiego przyjęto na KUL w 1970 r. Z oczywistych powodów wybrał historię. Do najbliższych jego przyjaciół na roku należeli Bogdan Borusewicz i Piotr Jegliński. Pierwszy przyjechał z Trójmiasta jako doświadczony opozycjonista, półtora roku spędził w więzieniach za kolportaż ulotek i „działanie na szkodę państwa polskiego”. Drugi wywodził się z arystokratycznej rodziny – jego przodkowie walczyli w polskich insurekcjach, byli adiutantami Piłsudskiego i mordowano ich w stalinowskich kazamatach. Wszyscy trzej gardzili ustrojem komunistycznym i postanowili z nim walczyć, jednak nie siłą. Wiedzieli, że taki opór byłby daremny i bezsensowny. Motywacje tamtego czasu przywołuje Bogdan Borusewicz: Kiedy przyszedłem na KUL i mieliśmy pierwszy wykład czy spotykaliśmy się całym rokiem, ja zacząłem się rozglądać, bo nie przyjechałem tylko studiować, ale coś robić na tym KUL-u, stworzyć jakąś grupę, działać wspólnie – i szukałem ludzi. I widziałem, że on [Janusz Krupski] też tak spoglądał na boki i starał się szukać podobnych jak on, wyczułem to, widziałem, że troszkę też mnie obserwuje, bo wiedział, że jestem z Gdańska. Szybko się porozumieliśmy; zobaczyłem, że on ma takie same poglądy jak ja i że też chce coś robić. Nie wiedzieliśmy jeszcze, co będziemy [robić], ale wiedzieliśmy na pewno, że będziemy szukać dostępu do literatury emigracyjnej.
Na początek trzej przyjaciele zdecydowali się właśnie na powielanie nielegalnych książek i czasopism, zakazanych przez PRL-owską cenzurę. Na krańcu Lublina, w przyciemnionej stancji Piotra Jeglińskiego, fotografowali pracę Janusza Zawodnego na temat zbrodni katyńskiej. Później, już na dziecinnym powielaczu „Bambino”, odbijano książki Czapskiego, Tischnera czy kolejne numery paryskiej „Kultury”. Powielali nie tylko dla siebie. Wśród zaufanych znajomych rozprowadzali zakazane kopie. Miejscem przekazywania były najczęściej KUL-owskie toalety. Nikogo przecież nie dziwiło, że studenci noszą wiele książek i teczek pełnych notatek.
Na początku lat 70. ekipa nowego I sekretarza PZPR – Edwarda Gierka postanowiła upartyjnić masową organizacją studencką – Zrzeszenie Studentów Polskich. Plan zakładał przekształcenie jej w nowe stowarzyszenie o wyraźnym profilu komunistycznym. Fakt, że na katolickim uniwersytecie nie powstała komórka Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, to przede wszystkim zasługa Janusza Krupskiego. Protestował na wiecach uniwersyteckich, starał się wywierać wpływ na władze uczelni, skupił wokół siebie inne osoby przeciwne SZSP. Krupski twierdził, że niegodnym byłoby funkcjonowanie na KUL stowarzyszenia o jawnie antykatolickich wartościach. Wobec milczącego przyzwolenia Rektora KUL o. Mieczysława Alberta Krąpca na powołanie uniwersyteckiej komórki SZSP, zgodnie z sugestią tegoż rektora, jak wspominał sam Krupski, podjął się on interwencji protestacyjnej u Prymasa Polski, kard. Stefana Wyszyńskiego. Dopiero po osobistym przyjęciu delegacji studentów z Januszem na czele, prymas Wyszyński wydał stanowczy zakaz funkcjonowania SZSP na KUL. Niedługo po tych wydarzeniach Jegliński wyjechał na stypendium zagraniczne do Francji. Za ciężko zarobione na zmywaku pieniądze kupił i wysłał do Polski pierwszy powielacz. Pierwszy w skali całego kraju – to właśnie w Lubinie zaczął się nielegalny ruch wydawniczy w PRL.
Wiosną 1973 r. Krupski stanął na czele Koła Naukowego Historyków Studentów. Był prężnym działaczem: organizował konferencje, dbał o zapomniane nagrobki dawnych wykładowców oraz żołnierzy podziemia niepodległościowego. Zapraszał na KUL dawnych weteranów – żołnierzy Armii Krajowej. Ich opowieści o buncie przeciwko totalitaryzmom zagrzewały młodych studentów do walki. Janusz, choć mający wielki szacunek do walczących z bronią w ręku o niepodległość ojczyzny, wiedział, że w jego przypadku o wiele więcej dobrego przyniesie walka słowem. Rozgłos przyniosła mu walka z SZSP oraz wielkie zaangażowanie w działalność Koła. Krupski, Borusewicz i Jegliński zaczęli skupiać wokół siebie coraz więcej osób, którym przyświecały te same idee. Narodził się ruch, który postanowił mieć swoje pismo. Nazwę nadał mu sam Janusz – „Spotkania – niezależne pismo młodych katolików”. Na łamach tego podziemnego tytułu zamieszczano teksty publicystyczne, religijne, antykomunistyczne. W przedsięwzięcie zaangażowanych było wiele osób od profesorów i studentów KUL, przez rolników, do agentów opozycji w strukturach bezpieki. Najczęściej spotykali się w „Salonie” u Bożeny Iwaszkiewicz-Wronikowskiej. Tym salonem było jej małe mieszkanko na lubelskiej ulicy Weteranów.
Służba Bezpieczeństwa nie mogła pozwolić na tak wywrotową działalność. Był rok 1977, gdy „Solidarność” jeszcze się nie zawiązała, a w Warszawie dopiero raczkowały KOR i ROPCiO. To, co stworzył wraz z najbliższymi przyjaciółmi Krupski było precedensem. Dla władzy – niezwykle groźnym. Zaczęły się aresztowania, rewizje, nękania. Na samego Janusza wydano nieformalny wyrok śmierci. Wystawiony przez tajną współpracowniczkę, został porwany. Trzech esbeków wywiozło go do Puszczy Kampinoskiej. Przewodził im kpt. Grzegorz Piotrowski, późniejszy zabójca ks. Jerzego Popiełuszki. Na leśnej polanie oblali go żrącą substancją i zostawili go na pewną śmierć w męczarniach. Przeżył. Jakim cudem? Nie wiadomo.
W wolnej Polsce był urzędnikiem. Najpierw wiceprezesem IPN, następnie szefem Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Wydawał również poważne pozycje historyczne jako prezes wydawnictwa „Krupski i S-ka”. Nigdy nie związał się z żadną partią polityczną.
Janusz Krupski zginął 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem. Osierocił żonę i siedmioro dzieci. Jeden z jego najbliższych przyjaciół, o. Ludwik Wiśniewski OP na pierwszym spotkaniu po tragedii powiedział: Był człowiekiem o kryształowej uczciwości. Na sali rozległy się głosy: „Odszedł Święty”. Rozważane jest rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego.
Bibliografia: Dąbkowski K., Działalność opozycyjna Janusza Krupskiego, Lublin 2019, praca magisterska; rozmowy z Bogdanem Borusewiczem, Piotrem Jeglińskim i Romanem Nowakiem, przeprowadzone przez autora w 2019 r.; Krupski J., Wspomnienie, w: Księga jubileuszowa 90-lecia Koła Naukowego Historyków Studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, red. B. Proc, A. Gładysz, J. Pożarowszczyk, Lublin 2009, s. 59-65; Janusz Krupski: wspomnienia, artykuły, biografia, rewolucja powielaczowa, opozycja, red. A. Kiszka, Scriptores/Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, t. 38, Lublin 2011.
Krzysztof Dąbkowski