„Wołajmy o miłosierdzie Boga samego dla współczesnego pokolenia!”
Na początku października 1978 roku, w rocznicę śmierci siostry Faustyny Kowalskiej, odbywało się w Ołtarzewie pod Warszawą sympozjum poświęcone Bożemu Miłosierdziu, organizowane już tradycyjnie przez księży pallotynów. Jego program był bardzo bogaty. W wielu referatach przygotowanych przez wybitnych polskich specjalistów - był wśród nich także referat księdza profesora Wincentego Granata – przybliżano kilkuset uczestnikom sympozjum tajemnicę Bożego Miłosierdzia. Ponieważ zwykle tym corocznym spotkaniom październikowym towarzyszyła nie tylko refleksja intelektualna, ale również żarliwa modlitwa do Bożego Miłosierdzia, zaplanowana była wówczas na zakończenie sympozjum pielgrzymka do grobu siostry Faustyny, spoczywającej w Łagiewnikach. Ku naszej radości przewodniczyć jej miał ówczesny arcypasterz diecezji krakowskiej - Ksiądz Kardynał Karol Wojtyła, wielki czciciel Bożego Miłosierdzia, który wszczął starania o rozpoczęcie procesu informacyjnego siostry Faustyny w roku 1965.
Wkrótce jednak rozeszła się wiadomość, że Jego udział w pielgrzymce nie będzie możliwy z powodu wyjazdu do Rzymu w związku ze śmiercią papieża Jana Pawła I. Po tej wiadomości podzieliłam się swoimi myślami z przyjaciółmi, że zapewne Kardynał Wojtyła zostanie wybrany papieżem. To przypuszczenie wyrosło z mojego częstego obcowania z Dzienniczkiem siostry Faustyny, ulubioną lekturą od młodości. Zapamiętałam stamtąd następujące zdanie: „Miłosierdzie Boże zatriumfuje nad światem”. Pomyślałam więc, że aby tak się stało, musi być ktoś na Stolicy Piotrowej, kto prawdę o Bożym Miłosierdziu szczególnie umiłował. Miałam jakieś przeczucie, że Kardynał Wojtyła, zamiast mówić do małej grupy czcicieli Bożego Miłosierdzia w czasie pielgrzymki do grobu siostry Faustyny, został wezwany, by prawdę tę rozgłaszać całemu światu.
O wyborze Arcybiskupa Krakowskiego na Stolicę Piotrową dowiedziałam się w kaplicy Domu Akademickiego przy ulicy Sławińskiego 8. Przyszłam na wieczorną Mszę Świętą. Ku memu zdumieniu w kaplicy nie było nikogo, choć wszystko już przygotowano do Najświętszej Ofiary. Paliły się nawet świece. Po chwili usłyszałam radosne okrzyki coraz bardziej zbliżające się do kaplicy. Wśród nich dobiegło moich uszu zdanie wyjaśniające całą
zagadkę: „Kardynał Wojtyła papieżem!”. Wspomniane okrzyki pochodziły od studentów - mieszkańców Domu Akademickiego, którzy przed Mszą Świętą udali się do świetlicy na dziennik telewizyjny. Uczestnicząc w Najświętszej Ofierze, wspólnie składaliśmy dzięki Ojcu Niebieskiemu za ten nadzwyczajny dar.
Trudno wyrazić radość i entuzjazm, jaki opanował serca Polaków. Nawet najbardziej smutne twarze promieniały. Wiele osób płakało ze szczęścia. Nie sposób też wypowiedzieć słowami tych niezliczonych refleksji i uczuć, jakie ciągle nurtują umysł i serce w związku z Papieżem Polakiem - od chwili wyboru aż po dzień dzisiejszy... Przede wszystkim jest to wdzięczność Bogu, który tak wielką łaskę nam raczył okazać...
Jest to również wdzięczność dla Jana Pawła II, który dzięki wierności Ewangelii stał się tym, kto może podjąć najważniejszą misję w Kościele...
Jest to też gorące, z głębi serca płynące „szczęść Boże” dla Ojca Świętego we wszystkich sprawach każdego dnia...
Jest to nieustanna modlitwa o wszystkie potrzebne Mu łaski...
* Dr hab. Grażyna Karolewicz, historyk Kościoła, emerytowany profesor KUL.
Strona 1 z 2 :: Idź do strony: [1] 2