Nauka / Zespół Ekspertów KUL / Eksperci / Wiesław PRZYGODA

Po co nam ten Wielki Post?

Wiesław PRZYGODA | 2025-04-04

Duża część tegorocznego Wielkiego Postu już za nami. W V Niedzielę Wielkiego Postu wkroczymy w finalną fazę tego okresu liturgicznego – w czas Męki Pana Naszego Jezusa Chrystusa, czego widzialnym znakiem w naszych świątyniach będzie zasłonięcie wizerunku Chrystusa Ukrzyżowanego oraz pozostawienie tego tak aż do liturgii Wielkiego Piątku, kiedy Krzyż zostanie na nowo odsłonięty i ukazany jako drzewo, na którym zawisło Zbawienie świata. Czy zastanawialiśmy się jako wierzący w Boga, po co nam ten Wielki Post w ogóle jest potrzebny?

Odpowiedzi na wyżej postawione pytanie może być bardzo wiele w zależności od osobistej wrażliwości religijnej, znanych od dzieciństwa praktyk religijnych, ulubionych nabożeństw pasyjnych, przywiązania do lektury Pisma Świętego, aktualnie przeżywanych problemów w życiu osobistym itd. Zainspirowany pytaniem pewnej dziennikarki o sens postanowień wielkopostnych, postanowiłem sam zmierzyć się z tym prostym a zarazem fundamentalnym pytaniem o sens Wielkiego Postu. Pragnę podzielić się moją odpowiedzią na postawione wyżej pytanie, ufając, że może kogoś zainspirować do świadomego i pogłębionego duchowo przeżycia pozostałych dni Wielkiego Postu a następnie kulminacji roku liturgicznego, jaki stanowią święte dni Triduum Paschalnego.

Doświadczenie dosyć już długiego życia chrześcijańskiego i prawie 38-letni staż posługi kapłańskiej każe mi odpowiedzieć na to pytanie tak: Wielki Post jest nam potrzebny, abyśmy mogli powrócić do „domu Ojca”. Zostaliśmy bowiem stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i wybrani przez Ojca Niebieskiego jeszcze „przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa” (Ef 1, 4-5). Faktycznie i konkretnie w życiu każdego z nas to „usynowienie” w Chrystusie dokonało się w momencie chrztu świętego. A zatem od tego czasu staliśmy się dziećmi Boga Ojca i mieszkańcami Jego domu. Domem Boga Ojca jest Jego chwała, świętość nieskalana i miłość doskonała. Niestety skutki grzechu pierworodnego, w konsekwencji grzechy uczynkowe z domu Boga Ojca sukcesywnie nas wypychają. Stąd nieustanne powroty stają się koniecznością a paradygmat przemiany serca – nawrócenia, czyli powrotu ze świata grzechu do „domu Ojca” jest wpisany na stałe w chrześcijańskie powołanie.

Dla chrześcijanina najważniejszym zadaniem w okresie Wielkiego Postu jest powrót do „domu Ojca”, czego biblijnym wzorem jest ewangeliczna przypowieść o synu marnotrawnym (por. Łk 15, 11-32). Około 1660 roku Rembrant namalował obraz „Powrót Syna Marnotrawnego”, który obecnie znajduje się w Państwowym Muzeum Ermitażu w Sankt Petersburgu. Wiele ciekawych elementów tej historii wyraził w swoim dziele Rembrant, ale dodał też coś od siebie. Otóż, ojciec obejmujący swymi ramionami powracającego syna ma dwie różne dłonie – jedną męską, a drugą kobiecą. Pierwsza symbolizuje miłosierdzie Boga jako wierność przymierzu zawartemu z ludźmi mimo ich zdrad, co w Starym Testamencie określano hebrajskim terminem hesed. Kiedy wyrażenie hesed Stary Testament odnosi do Boga, to zawsze bierze po uwagę Przymierze, jakie zawarł On z Izraelem. Ponieważ Bóg zobowiązał się do jego wypełnienia, wyrażenie hesed nabiera konotacji prawnej. Niestety Izrael Przymierze zawarte uroczyście u stóp Góry Horeb łamał nagminnie, przez co zobowiązanie prawne ustało również w odniesieniu do Boga. Wtedy Bóg objawił swoją wielkoduszność i pokazał, że Jego wierność jest potężniejsza niż zdrada Izraela a Jego łaska mocniejsza niż ludzki grzech. W takim kontekście historii zbawienia pojęcie hesed nabrało znaczenia łaskawości, zmiłowania, współczucia, przebaczenia i miłosierdzia.

Natomiast druga dłoń na malowidle Rembranta – ta „kobieca” – symbolizuje miłosierdzie pełne czułości, życzliwości i macierzyńskiej dobroci, co w Starym Testamencie określano terminem rahamim. Termin ten w swym źródłosłowie wywodzi się od hebrajskiego rdzenia raham oznaczającego łono matczyne i wskazuje na czułą miłość matki, którą można uzewnętrzniać w całej skali uczuć, takich jak: tkliwość, czułość, cierpliwość, wyrozumiałość, gotowość przebaczenia, dobroć itp. Łono to najwrażliwsza, najczulsza i najdelikatniejsza część ciała, w której każda matka celebruje i przeżywa tajemnicę życia. To tutaj dziecko nabiera kształtów, jest noszone, zanim przyjdzie na świat. Łono wyraża najściślejszą więź między matką a dzieckiem, jest siedliskiem miłości macierzyńskiej, jest miejscem współ-odczuwania i współ-przeżywania matki i dziecka ( U. Terrinoni, Starotestamentalny język miłosierdzia, „Współczesna Ambona” 44 (2016), nr 1, s. 152-155). Taką miłością wierną a zarazem pełną czułości kocha nas Bóg Ojciec i z taką miłością oczekuje na nas w odrzwiach swego domu.

Na dwie ręce Rembranta można spojrzeć jeszcze inaczej. Bóg Ojciec jest Tym, od Którego wszystko pochodzi i do Którego wszystko ostatecznie zmierza. Znamy Jego odwieczny plan zamierzony względem człowieka. Wiemy o „oblanym egzaminie” z wolności i posłuszeństwa Bogu pierwszych przedstawicieli rodzaju ludzkiego, co przyniosło skutek w postaci grzechu pierworodnego (por. Rdz 3, 1-24). Potwierdzeniem stanu upadłej natury człowieka jest doświadczenie św. Pawła (por. Rz 7, 14-24). Apostoł Narodów doświadcza wewnętrznego rozbicia i wewnętrznej walki pomiędzy „prawem umysłu” i „prawem mieszkającym w członkach ciała”. Skarży się, że nie czyni tego dobra, które chce, lecz to zło, którego nie chce. Chce czynić dobro a narzuca mu się zło. To ewidentne ślady grzechu pierworodnego. Jakie zatem wyjście dla człowieka grzesznego. Odpowiedź daje św. Paweł następującą: „Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (Rz 7, 24). Oto jedna z „dłoni” Boga Ojca, która  obejmuje grzesznika, który powraca do domu Ojca. Jest Nim wcielony Syn Boży, który dla naszego zbawienia umarł i zmartwychwstał. Jest jeszcze druga „dłoń” Ojca a jest nią Duch Święty. Żeby wrócić do domu Ojca albo Go wreszcie dostrzec jako miłującego Ojca, przebywając latami w tym domu ale tylko ciałem a nie duchem (jak starszy brat z ewangelicznej przypowieści), należy otworzyć się na natchnienia, moc i działanie Ducha Świętego. Dopiero w konsekwencji przyjęcia pomocy od Ducha Świętego można dać się poprowadzić Jednorodzonemu Synowi Bożemu przez Jego Mękę i Krzyż do zmartwychwstania z grzechów przez posługę sakramentalną Kościoła. Oto dwie „dłonie” Boga Ojca, które obejmują grzesznika, gdy do domu wraca.

Postanowienie powrotu do domu Ojca lub postanowienie jeszcze mocniejszego niż dotychczas zadomowienia się w Jego czułej miłości, czego nie rozumiał starszy syn z przypowieści ewangelicznej, jest dla chrześcijanina najważniejsze, a czas Wielkiego Postu jest szczególnie predestynowany do jego realizacji. Ale jak w praktyce wykonać to zadanie? Na to pytanie każdy musi już sobie odpowiedzieć sam. Dla wielu może to być spowiedź święta, do której katolicy są zobowiązani przynajmniej raz w roku. Dla innych – zwłaszcza tych, którzy obecnie nie są jeszcze w stanie w pełni pojednać się z Bogiem – mogą to być dzieła miłosierdzia chrześcijańskiego, wszak mówi Pismo Święte, że „miłość zakrywa wiele grzechów” (1P 4, 8).

Wiesław Przygoda
Kontakt

wieslaw.przygoda@kul.pl